Malwa
Właścicielka Magnum
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:57, 04 Kwi 2009 Temat postu: 04.04.09 - Skoki i slalomy, drągi i cofania. Trailujemy! |
|
|
Po szaleństwach z Marą Magnum miała dużo wolnego. Dopiero po południu zabrałam ją na halę poskakać. Stajenny przygotował wcześniej parkur odpowiadający naszym żałosnym możliwościom. Nadal boję się skakać z nią więcej niż LL. Trochę późno jak na naukę skoków, ale zawsze jest jeszcze czas.
Przygotowaną, osiodłaną i wyszalaną klacz przyprowadziłam na gotowe. Dosiadłam jej w drzwiach i dałam łydkę, by ruszyła. Miarowym stępem szła przy bandzie, by się rozgrzać. Po drugim zakręcie przejście w kłus. Na koniec zagalopowanie, jeszcze jedno okrężnie na leciutkim kontakcie i wreszcie najazd na pierwszą, półmetrową stacjonatkę. Trzeba dodać, że jej drąg był szeleszczący - ale na Magnum nie robi to już raczej wrażenia. Nie wahając się ani chwili, zwiększyła nieco tempo na trzy foule przed skokiem. Zawsze sławiłam pod niebiosa, że przynajmniej dobrze wymierza odskok, choć niepewnie się na razie wybija - jakby się zastanawiała, czy warto.
Tym razem skoczyła nieźle. Wybicie jak zawsze trochę zbyt spokojne - właśnie dlatego, dopóki robi ten błąd, nie skaczemy wysokich przeszkód. Ten problem występuję tylko wtedy, kiedy skacze pod jeźdźcem - ale poradzimy sobie i z nim.
Po oddaniu pierwszego skoku miała mnóstwo czasu na uregulowanie rytmu. Z tego powodu z murkiem nie było kłopotów. Potem ta pętelka, którą bardzo lubię i szereg. Magnum szeregów nie lubi, bo wymuszają na niej dużo większe skupienie niż przeszkody pojedyncze. Tym razem skupienia było zbyt mało - pierwszą skoczyła, potem zrzuciła najwyższy drąg z drugiej. Trzecia to porażka - wyłamała. Uspokoiłam ją, dając do zrozumienia, ze nic się nie stało i wywinęłyśmy przeszkodę - wiem dobrze, ze kiedy Szampanka wyłamie, nie ma mowy o żadnych powtórkach. By nie przeszkodzić jej za bardzo, oddaliłam się od oksera przed kolejnym skokiem. Poszło dobrze. Poklepałam ją i dalej szła już pewniej. Ostatnie dwie przeszkody - śmiesznie mała koperta i samotna stacjonata - były pokonane bezbłędnie. Nie chciałam się z nią szarpać, ostrożnie używałam wodzy. Po skończonym parkurze zeskoczyłam i naprawiłam zrzucone dragi.
- Jeszcze raz...
Kiedy znów przerobiłam z nią parkur, zrzutek nie było - jedynie puknięcie na okserze, ale drąg nie spadł. Pochwaliłam ją i znów zsiadłam.
Magnum stała, a ja przez dłuższą chwilę pracowicie pozbywałam się przeszkód po czym zrobiłam slalom z [link widoczny dla zalogowanych] i ustawiłam dwa 6 metrowe drągi w odległości około metra od siebie (do cofania). Obok znalazła się [link widoczny dla zalogowanych], którą zamierzałam przeskoczyć i niuziutki [link widoczny dla zalogowanych] tuż przy ziemi, do przejścia. Na pustych przestrzeniach co rusz jakiś zapomniany drąg. Wiem, że nie powinnam na jednym treningu skakać i trailować, bo jej pomieszam w głowie, ale uznałam, że sobie poradzi.
Tak uzbrojona hale zamierzałam podbić na grzbiecie mojej bojowej rumaczki.
Dosiadłam jej pomagając sobie barierką i na początek ruszyłam na pachołki. Były dość daleko od siebie, toteż uznałam, że problemów nie będzie - Magnum jest i tak bardzo zwrotna. I jakoś szło - sygnał-skręt, sygnał-skręt. Po kilku pierwszych złapała wyraźnie rytm. Wodzy używałam impulsami, kiedy chciałam wzmocnić sygnał. Po tym pierwszym ćwiczeniu naprowadziłam ją w kłusie na jeden z drągów. Pokonała go łatwiutko. Dalej leżał kolejny, przy którym przykazałam jej się zatrzymać. Ponieważ mamy do pewnego stopnia opanowane chody boczne, spróbowałam z nią wykonać side-pass. Na początku nie zrozumiała mojej komendy do końca, coś jej się pokićkało. Zawróciłam ją i spróbowałam raz jeszcze od łydki. Uniosła niepewnie nogi, krok za krokiem... jakoś poszło.
- Bardzo dobrze, dobrze - pochwały zawsze lubiła.
Ćwiczyłyśmy to jeszcze jakiś czas. Kiedy wykonała całkiem poprawnie, natychmiast zaprzestałam kolejnych prób i dla rozluźnienia zrobiłyśmy kolka radosnych kółek w galopie, które zakończyłam udanym skokiem przez bramkę (110 cm!). To był sygnał, ze wracamy do pracy. Ale ona znudzona nie była - ba! ożywiona i chętna.
Zwolniłam ją znów do kłusa. Po kolejnym drągu luźna wolta i zatrzymanie. Chciałam wprowadzić trochę ujeżdżeniowych urozmaiceń. Postałyśmy równe trzy sekundy po czym znów koło w galopie dookoła sali. Nie mogłam dopuścić do nudy czy rutyny.
I znów zatrzymanie, spokojny bezruch. Unosiła dziarsko ogon, machała głową. Pozwoliłam jej ruszyć ponownie dopiero wtedy, kiedy się uspokoiła. Tak dozowałam energię.
Mostki na poziomie ziemi to banał. Magnum ładnie pokonała go w rytmicznym stępie. Teraz cofanie... tego między dragami nie robiła. Uznałam, że jak tylko choć trochę załapie - od razu koniec.
Jak postanowiłam, tak zrobiłam. W wolniutkim stępie na luźnej wodzy dotarła do dwóch dragów. Ustawiłam ją równo obok nich i przy pomocy side-pass znalazłyśmy się między nimi. Kilka kroków do przodu, spokój i bezruch. Swobodnie pochyliła łeb. Na moja wyraźną komendę uniosła go i cofnęła tylko jedna nogę. Uznałam, ze po prostu jeszcze tego nie opanowała do końca i nie rozumie. Ponowiłam sygnał, tym razem wzmocniony. Zrobiła kilka niepewnych, niezgrabnych kroczków do tyłu, na co zaczęłam ją intensywnie klepać po szyi w nagrodę, przemawiając cały czas, jaka to ona pojętna.
Po tym pozwoliłam jej w pełnym galopie opuścić duszną halę i wylecieć w teren. Po typowych 'halowych' treningach lubiłyśmy zawsze razem rozwijać prędkość w lesie. Dziś nie było inaczej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malwa dnia Wto 22:51, 07 Kwi 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|