Malwa
Właścicielka Magnum
Dołączył: 27 Gru 2008
Posty: 87
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:03, 13 Lut 2009 Temat postu: 01.04.09 - Teren jako trening rajdowy |
|
|
Dziś przygotowałam Magnum bardzo dobrze do terenu - włożyłam jej siodło i ogłowie rajdowe, zabezpieczyłam nogi. Miałam w planach trochę z nią poskakać - w lesie jest jedno miejsce pełne niskich kłód, których nikt nie usuwa z myślą o mrowiu stajni w okolicy. Nie wykluczając też wypadu na plażę, zaprowadziłam klacz na pastwisko, z którego mamy furtkę prowadzącą na skróty prosto w las. Tam jej dosiadłam i powolnym stępem przemierzałyśmy trawiaste podłoże w charakterze rozgrzewki. Wodze położyłam luźno na łęku - postanowiłam używać ich tylko sporadycznie. Kiedy klacz szła samowolnie (choć nie było jej łatwo tak się wlec) zajrzałam w notatki, które wcześniej przygotowałam, planując trasę.
Cztery kartki. Cztery bite karteluszki o jednej wyprawie w teren. Z taką skrupulatnością nie przygotowałam dotąd żadnego treningu. Kiedy je wydobyłam, odkryłam z radością doczepione najmilsze 'powodzenia!' jakiego mogłam oczekiwać. Ten leworęczny charakter pisma poznawałam zawsze. Widać było, jak się starał, by było ładnie napisane. W kropce nad i dopatrzyłam się serduszka...
- Widzisz, Mag? Enkeli o nas pamiętał.
Wyczuła mój nastrój. Zawsze tak było - nie potrafiłam niczego przed nią ukryć. Odkąd zaczęło mi się układać w życiu* Magi była beczką prochu - zupełnie jak ja. Radosne galopy na oklep po pastwisku pozwalały nam trwonić złogi tej pozytywnej energii.
Teraz postanowiłam zacząć od prostego biegu po ścieżce. Jej pierwszy odcinek nie wymaga od konia żadnych specjalnych starań, dlatego jest najlepszy na początek. Nadal nie korzystając z wodzy, naprowadziłam klacz w las. Moje myśli znów odpłynęły. Machinalnie podgoniłam ją do galopu. Skupienie nie mogło mieć miejsca.
Odpłynęłam do tego stopnia, że przestałam widzieć otoczenie. Nagle Magnum z irytacją zarzuciła łbem. Momentalnie mnie poderwało.
Oczywiście, nic złego nie miało miejsca. Przewrotna Szampanka zbudziła mnie z letargu.
- Wybacz, aniele. Nie będę już - z roztargnieniem poklepałam miss po szyi.
Zdążyłyśmy się dostać do tego ukochanego przeze mnie miejsca, gdzie słońce wybiórczo prześwieca między gałęziami, ściółka jest upstrzona złotymi plamami o wokół gra muzyka lasu. Słyszałam ptasie trele, szum wiatru w gałęziach oraz to nieuchwytne coś, czego nie umiem nazwać. O swobodo, o radości... było jak zwykle cudownie. Ciepło zachęciło mnie do zdjęcia bluzy. Zostałam w mojej ukochanej, stanowczo zbyt często eksploatowanej czarnej koszulce.
Mag dobiegała już do rozgałęzienia. Wybrałam trasę najbardziej na lewo - tą, w której atmosfera lasu zmienia się jeszcze bardziej i z tego powodu rzadko tamtędy jeździmy - jakbym chciała należycie celebrować to magiczne miejsce.
Zrobiło się ciemniej. Tutaj też coraz więcej było terenowych utrudnień - kamieni, uskoków. Las ponownie zagarniał te tereny. Zrobiło się ciaśniej. Kiedyś Magnum dostałaby tu klaustrofobicznych odczuć. Ale nie dziś.
Starannie próbowałam ją wpędzić w każdą przeszkodę, nie tracąc przy tym tempa. O ile dobrze pamiętałam, zaraz pojawi się kolejne rozwidlenie - jedna droga poprowadzi aż do drogi, przecinając się z innymi, a drugie, zarośnięte i niezbadane - w głębię lasu. Nigdy tam nie byłam, nie znałam tez nikogo kto był. Podobno można tamtędy przejechać, bo potem robi się znów przestronnej, a dróżka prowadzi do starorzecza. Dalej już tylko pola... a za parę kilometrów - wieś. Nigdy jednak nie zdobyłam się na odwagę, by się tamtędy przeprawić. Wiedziałam, że to śmieszne - w tej części lasu niełatwo się zgubić, a stara ścieżka nie zarosła jeszcze na tyle, by mi to umożliwić. Strach był w mojej duszy, nie w mózgu.
Równy rytm biegu klaczy zakłócały od czasu do czasu drobne niedogodności. Ogólnie jednak radziła sobie bardzo dobrze. Musiałyśmy też przeskoczyć zwalone drzewo. Cieszę się, że skacze coraz lepiej.
Gdy doszłyśmy do rozwidlenia, dotarło do mnie, że całkowicie zignorowałam notatki. Byłam daleko od miejsca gdzie miałam być. To zwyczajne 'powodzenia!' tak mnie wybiło z rytmu?
Trudno. Pojedziemy inaczej.
Wiedziałam, że musimy wybrać normalną drogę. Na tę tajemnicza nie miałam sił. Toteż dałam Magnum leciutki sygnał łydką i pognałyśmy w las. Cała eskapada podobała się Szampance, bo mogła wedle woli rozwijać szalone prędkości. Na tym odcinku bardzo zmieniało się podłoże. Próbowałam jeszcze jej wszystko utrudnić poprzez ciągłe zmiany tempa, ale szybko dałam spokój - on najbardziej kocha galopy. Z tej trasy szybko znalazłyśmy się przy drodze biegnącej równolegle do drogi, jakieś dwa metry od niej. By się na nią dostać, trzeba było pokonać dość stromy spadek. Chwyciłam wodze, by uzyskać mocny kontakt.
- Spoko, piły nie będę ci robiła - mruknęłam, kiedy podkuliła uszy. Szybko jednak wyprowadziłam się z błędu - to nie wodze kazały jej tak zareagować, a stromy spadek - nie lubiła się męczyć.
Mimo to szybko udało nam się zejść na tę inną trasę.
Dróżka była bardzo szeroka, położona poniżej poziomu ulicy. Odpowiadało mi to - mogłam nakłaniać klacz do slalomu wokół wyimaginowanych pachołków. Zwolniłam ją do stępa, po tak długim galopie troszkę się już zmęczyła.
Poprawiłam kontakt, starałam się 'napierać' na nią mentalnie, skłaniać do pracy zadem. Ponieważ teraz wodze wróciły do łask, klacz zaczęła ganaszować łbem - nawet bez wodzy trzymała go tak jakoś inaczej. Jakby chciała pokazać, jaka to ona jest zgrabna. Zaśmiałam się. Zawsze była taka przewrotna!
Słońce było już po przeciwnej stronie nieba niż wtedy, kiedy zaczynałyśmy jazdę. Po drodze zdążyłyśmy zawrócić, teraz zmierzałam wraz z Mag do stajni. Kiedy poziom szlaku zaczął coraz bardziej dobijać do ulicy, przyspieszyłyśmy (do łydki) do kłusa. Nie zmieniając tempa, wyprowadziłam ją na pobocze szosy. A potem już tylko spacerkiem do domu...
Trening był przyjemny - to fakt.
*pozwoliłam sobie na trochę fantazji - tak naprawdę wcale się nie układa pod TYM względem
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Malwa dnia Wto 22:51, 07 Kwi 2009, w całości zmieniany 8 razy
|
|